Każdego miesiąca pokonuję kilka tysięcy kilometrów, widzę mijające mnie wielkie samochody Omegi i za każdym razem, gdy jestem w różnych stronach Polski, wywołuje to uśmiech na mojej twarzy. Są też inne sytuacje na drodze, które powodują kalejdoskop uczuć od złości, smutku do przerażenia.
Pamiętam pewien wiosenny poranek, kiedy o czwartej rano wyjeżdżałam do Wrocławia.
Uwielbiam ten czas, kiedy cały świat śpi, powietrze jest rześkie, i tylko zapach kawy zapowiada dobry dzień. Jadąc, słucham ulubionej muzyki i cieszę się widokiem wschodzącego słońca. Można by powiedzieć – poranek idealny.
W okolicach 7:30 wjeżdżałam do miasta z autostrady, nagle z prawej strony nerwowo wyprzedził mnie samochód, wskakując tuż przed moją maskę. Musiałam bardzo gwałtownie hamować, a za mną inni byli w takiej samej sytuacji. W jednej sekundzie jeden człowiek powoduje zagrożenie dla wielu osób. Byłam wściekła, w głowie szumiało mi z nerwów, a ciało miałam sztywne, jakby ktoś mnie zamroził. Kilka kilometrów dalej na czerwonym świetle „rajdowiec” stał dwa samochody przede mną. Miałam nieposkromioną ochotę wyjść i wykrzyczeć mu, co o nim myślę, ale spieszyłam się na szkolenie i uznałam, że to jest ważniejsze. Kiedy weszłam do sali i opowiedziałam, co mi się przydarzyło, jeden kolega, widząc, jak jestem denerwowana, podał mi herbatę i powiedział: „Usiądź, coś ci opowiem…”. Opowiedział mi historię bardzo podobną do mojej, tylko końcówka na światłach potoczyła się zupełnie inaczej. Kierowcy z dwóch samochodów wyskoczyli do swojego „rajdowca”, jeden z nich otworzył drzwi i wyciągnął go za kurtkę z samochodu. Sytuacja była przerażająca – zapowiadało się na publiczny lincz i nagle przebieg akcji całkowicie się zmienia. Mężczyzna puszcza „rajdowca”, otwiera tylne drzwi, wyciąga małego chłopca, kładzie go na ulicy i zaczyna robić mu sztuczne oddychanie. Ludzie wychodzą z innych samochodów, ktoś dzwoni po karetkę. Po chwili chłopczyk odzyskuje przytomność, karetka też jest na czas. Ludzie pomału odjeżdżają. Kiedy skończył swoją opowieść, jeszcze dłuższą chwilę siedziałam w milczeniu. Zastanawiałam się, jaka historia spowodowała zachowanie mojego porannego „rajdowca”. Oczywiście nigdy się tego nie dowiem, ale dzięki tej sytuacji dziś mam wybór, jaką reakcję na zachowanie innych ludzi wybieram. Nazywam ją pozytywną intencją. Oznacza to, że w sytuacji, w której nie wiem, co powoduje (często bardzo negatywne) działania konkretnego człowieka, wymyślam sobie moją własną interpretację. Może ktoś spieszy się do szpitala, a może na ważną rozmowę, a może pędzi do kogoś, kogo bardzo kocha. Ludzie podejmują różne decyzje i robią rzeczy, które łatwo ocenić jako złe, czasami okrutne. Bo jak tu znaleźć pozytywną intencję dla kogoś, kto bije dwuletnie dziecko, bo za głośno płakało? Myślę, że ważne jest, abyśmy tam, gdzie możemy działać, będąc strażnikami prawa, działali skutecznie. Jednak na co dzień częściej zderzamy się z oceną zachowań, która pozostawia nas w jakiejś konkretnej energii. Jeśli możemy odczuwać radość, zrozumienie, a może czasami rozbawienie, to warto, nie znając przecież prawdy, wymyślić taką wersję, która pozostawia nas dobrze nastawionymi do świata.
Autorem artykułu jest Magdalena Daraż-Gogół. Powstał specjalnie dla magazynu grupy Omega Pilzno dostępnego pod adresem:
https://omega-pilzno.com.pl/wp-content/uploads/2018/05/Magazyn_OM_7.pdf